Nie ma tego złego …

Gdzieś na początku marca gdy w wielu krajach pojawiły się pierwsze obostrzenia dotyczące tzw. dystansowania społecznego miałem ciekawą rozmowę. Mój hiszpański przyjaciel w czasie jednej z naszych regularnych konwersacji przez Skype stwierdził, że te obostrzenia będą bardzo trudne dla niego i wielu jego rodaków. Ci, co zetknęli się bliżej z kulturą hiszpańską czy szerzej latynoską, wiedzą, jak istotny jest w niej dotyk. Całowanie się na powitanie i pożegnanie jest normą, nawet wśród nieznajomych. Pamiętam z czasu naszego długiego pobytu w Ameryce Łacińskiej wytarte miejsca na wielu figurkach w miejscach kultu religijnego. Nie wystarczy modlić się przed figurką; trzeba jeszcze ją dotknąć.

Innym przykładem dziejącej się społecznej rewolucji związanej z pandemią jest zmiana, choć dość oporna, kultury jedzenia w Chinach. W przeciwieństwie do USA, gdzie tzw. double-dipping (dosłownie chodzi o unikanie ze względów higienicznych sytuacji, w których zanurza się np kawałek jedzenia w jakimś wspólnym sosie więcej niż raz) w Chinach był on do niedawna normą. Głównym „sprawcą” chińskiego double-dipping’u były pałeczki, które nie tylko są podstawowym narzędziem jedzenia ale też służą do dzielenia się jedzeniem i częstowania nim innych.

Mimo tych i wielu innych ograniczeń wywołanych przez chińską grupę zaobserwowałem na sobie i u znajomych całą listę pozytywnych efektów. Podejrzewam, że wiele z nich ma szansę przetrwać te trudne czasy i stać się dla przynajmniej części z nas nowym i dobrym nawykiem.

Nie ukrywam, że ten trudny czas, który przeżywamy na całym świecie ma też sporo dobrych stron. Jak się teraz płynnie jeździ przez miasto samochodem! Żadnych korków. Inna sprawa, że samo korzystanie z samochodu jest mocno ograniczone. Wielu z nas pracuje z domu i dzięki temu nie traci cennych godzin na dojazdy. Jak to była wielka nieefektywność w skali całego świata! Coś mi się zdaje, że telepraca stanie się dużo bardziej popularna, nawet gdy już pandemia ustanie. Przykład eksperymentu przeprowadzonego przez Microsoft w Japonii daje sporo do myślenia. Otóż po skróceniu tygodnia pracy z 5 do 4 dni okazało się, że produktywność wzrosła o 40%.

Osobiste doświadczenie biznesowe podpowiada mi, że rzeczywiście czas spędzany w biurze jest nie tylko mało efektywny ale też bardzo ubogi od strony kreatywnej. Wielu, w tym i ja sam, na pytanie, gdzie udaje nam się najwięcej zrobić od strony kreatywnej zwykle podaje inne miejsca niż biuro, tj. podczas długiego lotu, na wakacjach, na balkonie, pod prysznicem …. wszędzie tylko nie w biurze. Jak trafnie podsumował to kiedyś Jason Fried w swojej prezentacji na TEDx ludzie w organizacjach są nieefektywni z dwóch głównych powodów, tj swoich absorbujących przełożonych i spotkań. Niestety z nadmiarem jednego i drugiego czynnika mamy do czynieniach właśnie w biurach.

Skoro już mowa o podróżowaniu i biznesie czuję w kościach innego rodzaju zmianę, która nadchodzi. Miałem w swojej karierze czas, kiedy sporo czasu spędzałem w podróżach służbowych. Znam też osoby, które od lat pracują w rytmie ciągłych podróży wracając do domu tylko na weekendy i to nie każde. I nagle to wszystko się skończyło. W dobie doskonałych narzędzi komunikacyjnych duża część podróży służbowych wydaje się trącić myszką.

Ciekawe, że najwięcej podróżuje się służbowo w tzw. korporacjach, gdzie zazwyczaj dość niska jest troska o efektywność tego rodzaju kosztów. W końcu płaci za nie firma, czyli jakiś bliżej niezidenfikowany i anonimowy byt. A skoro inni to robią to dlaczego nie ja. Ilekroć stykałem się z tego rodzaju bezsensownym wydawaniem pieniędzy pytałem pracowników: „gdyby to była tylko Twoja firma i prywatne pieniądze, czy wydawałbyś je w ten sam sposób”? Szczerze mówiąc niewiele dawała tego typu próba wzbudzenia postawy „przedsiębiorczości”. Pandemia pokazuje jednak dobitnie, że bez większości tego typu podróży można się rzeczywiście obyć. Czyżby „klasa biznes” miała przejść do lamusa?

Czas pandemii to wspaniały czas dla wielu par i małżeństw. Wiem to po sobie. Swoją drogą, słyszę też przeciwne historie ludzi, którzy nie mogą już siebie bardziej znieść będąc zmuszonymi do częstszego spędzania czasu ze sobą. Wracając do dobrych stron. Jesteśmy częściej ze sobą i z naszymi dziećmi. Czas, który kiedyś trwoniliśmy kiedyś np. na dojazdy, spędzamy teraz na częstych spacerach, rozmowach, wspólnym gotowaniu, sprzątaniu etc. Ileż to nowych potraw i przepisów wypróbowałem w ostatnim czasie. Trudno o większą satysfakcję w życiu, kiedy rodzina zachwyca się kolejnym posiłkiem biorąc sobie dokładkę. Tak. Z takich wielu drobnych sukcesów składa się nasze życie.

Nowa specjalność: tatar z łososia z awokado, mango i …

Mam też więcej czasu na rozmaite pasje jak gra na pianinie, gotowanie, czy czytanie książek. To ostatnie polecam szczególnie jako alternatywę dla wszelkiego rodzaju innych mediów, które zwykle zamiast nas relaksować niepotrzebnie nas emocjonują lub ogłupiają. Tym, którym się wydaje, że nie mogą żyć bez telewizji, radia, Netflixa, YouTuba, FB, LI itp polecam eskperymentalny detox. Tygodniowe moratorium na używanie jakichkolwiek mediów. Taki „digital distancing (cyfrowe dystansowanie)” idąc tropem dystansowania społecznego. Zdecydowana większość treści tam zawartych nie służy naszemu dobrostanowi. Zamiast tego serwuje nam się rozmaite ekstremalne emocje, fake newsy, rozmaite mądrości i odkrycia podlane pseudonaukowym sosem czy też newsy celebryckie często podgrzewane przez samych bohaterów, którzy czerpią rozmaite profity ze swojej „klikalności”.

Polecam dobrą lekturę książki czy też selektywnych artykułów prasowych czy jakieś inspirujące podcasty. Miarą dobrej selekcji niech będzie efekt po. Czy to mnie rzeczywiście relaksuje, inspiruje, uduchawia, poprawia mój nastrój, sen, relacje z innymi?

Przy okazji rekomenduję gorąco książkę, którą ostatnio przeczytałem „Na skraju imperium i inne wspomnienia” M. Jałowieckiego. Fascynująca lektura, którą czyta się jak powieść, książkę historyczną, analizę socjologiczną. Swoją drogą czytając tę książkę mam wrażenie, że świat, ludzie, polityka … niewiele się zmieniły przez ostatnie 100 lat.

Było już o nowych nawykach biznesowych, rodzinnych, duchowych. Czas na coś dla ciała. Aktywność fizyczna, której poświęcam prawie 1000 godzin rocznie (większość to jazda na rowerze), zajmuje dość ważne miejsce w moim życiu. Jak tu jednak trenować kiedy baseny pozamykane, maseczki jeszcze do wczoraj obowiązkowe a służba zdrowia sparaliżowana? Nie chciałbym akurat teraz złapać jakiejś kontuzji. Trzeba by wtedy chyba skorzystać z jakieś telemedycyny albo nie daj Boże samemu zrobić sobie jakiś zabieg?

Okazuje się, że kilka miesięcy temu do moich łask wrócił pewien sprzęt, który sprawiłem sobie kilka lat temu, tj. trenażer. Jest to urządzenie, do którego można, zwykle wyjmując tylne koło, podpiąć swój rower i dzięki temu robić sobie trening jadąc w miejscu. Zaawansowane trenażery w połączeniu aplikacjami, np. ZWIFT, symulują bardzo wiernie jazdę w rozmaitym terenie i to nie tylko samotnie. Tego typu aktywność ma wiele zalet i przewag nad jazdą np. po prawdziwej szosie. Po pierwsze, jest to bardzo bezpieczne. Nikt nie trąbi, nie zajeżdża drogi szczególnie teraz kiedy ludzie zrobili się jacyś bardziej nerwowi na drogach. Po drugie, trening jest bardziej efektywny, gdyż nic nas po drodze nie wybija z rytmu jak sygnalizacja świetlna, korki, nagłe zdarzenia, czy też zła pogoda. Po trzecie, dzięki dedykowanym aplikacjom można się umawiać na wirtualny wspólny trening z kimś z innego miasta, kraju lub dołączyć do rozmaitych grup.

Jak komuś się nudzi, może sobie w trakcie jazdy włączyć muzykę, serial itp. Tego ostatniego, jak wspominałem wcześniej nie polecam, chyba, że jest to coś, co dodaje nam energii. Niestety wiele seriali na Netflix czy HBO daje efekt odwrotny. Sprawdziłem to na sobie w sposób obiektywny, tzn porównując moc generowaną na rowerze w czasie treningów z serialem w tle lub bez. Generalnie widzę sporą przyszłość dla E—Sportu, szczególnie E-kolarstwa, przynajmniej w wersji treningowej.

Spotykam się z opiniami, że część z nas wcale nie chce powrotu do tzw. normalności. Obecny czas wydaje się służyć szczególnie introwertykom, którzy czują się dobrze w domowym zaciszu, nie szukają rozgłosu, taniego poklasku, których onieśmiela świat zorganizowany w dużej mierze przez ekstrawertyków.

Myślę, że bez względu na to czy jesteśmy bardziej intro czy bardziej ekstrawertykami mamy szansę wykorzystać tę szczególą okazję, aby wprowadzić pewne zmiany na lepsze w swoim życiu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii ciekawostki, przywództwo, Refleksje, sabbatical, Sport, uważność i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s