Najlepszy „towar” eksportowy

Wielu moich rodaków ubolewa, że niewiele jest polskich produktów eksportowych znanych na całym świecie. Kiedyś były to niektóre marki wódek, jakieś wyroby mięsne, tzw. polskie złoto, czyli węgiel, kryształy czy bursztyny itp. Mam wrażenie, że ta lista mimo sporego wzrostu gospodarczego Polski w ostatnich 30 latach zamiast się powiększać raczej się kurczy. Słynne polskie marki wódki już nie są polskie. Ten samo los spotkał polskie wędliny, a duma z „polskiego złota” zamieniła się w eko-obciach.

Jest jednak jedna rzecz, która od lat pozostaje bardzo cennym „towarem eksportowym” znanym na całym świecie…

Właśnie byliśmy z rodziną na niedzielnej Mszy Św w kościele w naszym ulubionym miejscu na Florydzie, które lubimy odwiedzać rodzinnie w czasie ferii. Eucharystię sprawował tym razem bardzo jowialny ksiądz. Już po pierwszych Jego słowach wypowiadanych po angielsku wyczułem swojsko brzmiący akcent. Moje przypuszczenia potwierdziły się podczas kazania, w czasie którego mówiąc o istocie smaku dzisiejszej soli ewangelicznej ksiądz podawał m.in przykład ze słynnej kopalni soli w Wieliczce z Jego rodzinnego kraju. No to byliśmy już w domu.

Słuchając niezwykle pogodnego kazania oraz sprawowanej z uwagą i radością Eucharystii odczuwałem dumę i satysfakcję, że mamy tu takiego wspaniałego ambasadora.

W drodze do domu zaczęły przypominać mi się rozmaite historie moich osobistych spotkań z polskimi misjonarzami w rozmaitych zakątkach świata. Był wśród nich niesamowity tydzień spędzony w Rio de Janeiro u Ojca Jana prowadzącego tam wtedy misję katolicką dla lokalnej społeczności dokładnie 20 lat temu, była niezwykła gościnność Ojca Stanisława w czasie naszego pobytu na Gold Coast w Australii w trakcie naszego rodzinnego sabbaticalu 10 lat temu. Było to też wiele innych miejsc w obu Amerykach. Do tego dochodzą też rozmaite historie zasłyszane z trzeciej ręki o niesamowitej pracy polskich księży, którzy od setek lat głoszą Ewangelię poza naszymi granicami.

Co za wspaniała praca i konkretne świadectwo misyjne, które często pozostaje na zawsze w dobrej pamięci lokalnych wiernych.

W czasie długiego lotu do USA zwrócił moją uwagę dość smutny a jednocześnie radosny ranking zamieszczony przez Financial Timesa. Chodziło o funkcje, z którymi stykamy się na codzień, które przyczyniają się do naszego stanu nieszczęścia. Na pierwszym miejscu tej niechlubnej listy byli nasi szefowie, na ostatnim, duchowni. Pokazuje to, jak bardzo ważną i pozytywną funkcję pełnią ci ostatni i jaki wpływ mają na szerzenie autentycznie Dobrej Nowiny na całym świecie.

Tak trzymać i na większą chwałę Bożą!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Refleksje, sabbatical i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s