Trasa: Przystajń – Jasna Góra (Częstochowa)
Dystans: 33 km (Razem: 168 km)
Ostatnia noc była rzeczywiście krótka. Złote Gody w sali biesiadnej pod naszym pokojem przebiegały hucznie. Co prawda zdarzały się przerwy w graniu dla orkiestry, ale kiedy tylko udawało się zmrużyć oczy, muzyka znowu dawała się we znaki. Tak to już w życiu bywa w życiu. Coś co dla jednego jest przyjemnością, dla drugiego może być nie lada utrapieniem.
Dzień zaczął się wcześnie rano. Pobudka 4:10, wymarsz niewiele poźniej. Tak wczesne wyjście spowodowane było planem Leszka, abyśmy zdążyli na 13:00 na Mszę Św na Jasnej Górze. Gdy jednak liczyłem w tył godziny, jakie nam zostały, wydawało się mało realne, że dojdziemy na czas zważywszy na nadal spory dystans do pokonania. Czułem, że Leszek coś tam trzyma w zanadrzu. Na pierwszym postoju oświadczył, że Eucharystia będzie jednak o 14:00. Widać, że intuicja mnie nie zawiodła.

Plusem tak wczesnego wyjścia był mały ruch na trasie oraz okazja, aby podziwiać gwiazdozbiory na czystym i czarnym niebie. W dużym mieście nie ma na to szans. Ten spokój sprzyjał też dobremu skupieniu i medytacji. Zaczęły się też pojawiać refleksje na temat tego zimowego pielgrzymowania. Jak niewiele potrzeba, aby wyjść w drogę? Aby poświęcić czas na to, co szczególnie cenne – zajrzenie w głąb swojej duszy. Na docenienie tego, co na codzień wydaje się oczywiste. Na dostrzeżenie rzeczy na codzień nie zauważanych jak różne fazy dnia, uprzejmość ludzi na „prowinicji” czy rozmaitą etykietę kierowców wobec pieszych.
Nie sposób nie wspomnieć też o dobrym towarzystwie, w którym pielgrzymowałem. Była w nim przestrzeń na autentyczny dialog, poczucie humoru, pomoc wzajemną. Jednym słowem kameraderia, o jaką bardzo trudno w dzisiejszym świecie.
Około 13:40 docieramy pod klasztor jasnogórski. Współczuję Robertowi, że prosto z drogi, bez odpoczynku, będzie odprawiać Mszę Św. Ja czuję się bardzo zmęczony i widzę, że On też. Będzie to prawdziwa ofiara i to w dzień Ofiarowania Pańskiego. W życiu nie ma przypadków.

Po Eucharystii idziemy jeszcze do naszej ulubionej restauracji w mieście na obiad. Po jednej Uczcie, druga uczta. Tym razem, obok wspaniałego jedzenia, delektujemy się też muzyką na żywo. Pan Jerzy pięknie snuje składanki rozmaitych szlagierów na fortepianie. Ta, jak i wiele innych chwil z tej pielgrzymki, zostaną mi na długo w pamięci.
Medytacja 4
Dzisiaj święto Ofiarowania Pańskiego. Jaka piękna pointa do tej mojej pielgrzymki! Jaka piękna podpowiedź na pytania, które mnie nurtują.
Ofiarowanie, czyli składanie w darze. Składanie siebie, swojego życia w darze Bogu. Nie wystarczy deklaracja chęci. Potrzeba do tego autentycznej wiary.