Gdy już posmakowałeś lotu, zawsze będziesz chodził po ziemi z oczyma utkwionymi w niebo, bo tam właśnie byłeś i tam zawsze będziesz pragnął powrócić.
Leonardo da Vinci
Są takie rzeczy w życiu, do których robienia nie trzeba nas szczególnie zachęcać. W książce „Najpiękniejsza podróż” piszę m.in. o takich właśnie doświadczeniach, w których przeżywamy uczucie, które pięknie oddaje hebrajskie słowo tov (tłum. dobry, zgodny z przeznaczeniem). Są to takie czynności, z których czerpiemy masę radości nawet wtedy, gdy innym kojarzą się one za jakimś uciążliwym obowiązkiem. Innymi słowy są to działania, które moglibyśmy wykonywać nawet za darmo.
Mam kilka takich pasji w swoim życiu, jak uprawianie sportu, nauka języków obcych, organizacja podróży. Obok tego mógłbym też godzinami przesiadywać na lotnisku, najlepiej gdzieś w pobliżu bardzo ruchliwego progu pasa startowego obserwując lądujące i startujące samoloty jednocześnie nasłuchując komunikacji radiowej.
Od jakiegoś czasu spełniam dość często, choć może to zabrzmi dziwnie, w ramach relaksu, tę pasję w sposób wirtualny. Wystarczy, że uruchomię dwie z moich ulubionych aplikacji na tablecie lub telefonie, tj. Flightradar24 oraz LiveATC. Dzięki tej pierwszej mogę się przenieść np. na dowolne lotnisko na ziemi i obserwować na ekranie ruch lotniczy na jego obszarze. Natomiast za pośrednictwem LiveATC mogę jednocześnie prowadzić nasłuch komunikacji lotniczej pomiędzy pilotami a kontrolą radarową danego obszaru oraz wieży lotniska. Czuję się wtedy trochę jak kontroler ruchu lotniczego.
Tak, tym razem będzie o lataniu, jednym z kilku moich zamiłowań. Pamiętam jak jeszcze w czasach 70 i 80 tych, jedną z największych moich atrakcji w ciągu roku był wyjazd z rodzinnego Grudziądza do Warszawy po odbiór, a kilka tygodni później odwóz, krewnego, który każdego roku przylatywał z Ameryki Pn. do Polski. Punktem kulminacyjnym tych dość długich podróży było wejście na stary taras widokowy na Okęciu, gdzie mogłem obserwować startujące i lądujące samoloty w oczekiwaniu na Wujka. Z tego samego tarasu można było też dobrze obserwować obsługę naziemną samolotów na płycie vis-a-vis tarasu. Jeszcze ten zapach paliwa lotniczego unoszący się w powietrzu, a potem „zapach zachodu”, który unosił się w ciasnej sali przylotów i nieco większej hali odlotów. Jak ja wtedy marzyłem, żeby chociaż raz w życiu oderwać się od ziemi?!
To marzenie towarzyszyło mi nie tylko na jawie, ale też i w snach. Najczęściej powtarzający się sen wyglądał tak, że wychodziłem na podwórko, rozkładałem ręce i zaczynałem nimi machać jak ptak… i tak jak ptak, zaczynałem wznosić się w górę i szybować sobie nad osiedlem.
Pewnego dnia rano tata obudził mnie i siostrę wcześnie rano i powiedział, że jedziemy na wycieczkę, tym razem pociągiem, do Warszawy. Wtedy zajmowało to generalnie całą noc od 24:00 do 7:00 z 2 przesiadkami i długimi oczekiwaniami na peronie. Tym razem nie był to sen.
Podejrzane wydawało mi się, że jedziemy do Warszawy pociągiem. Okazało się, że atrakcją dnia był mój pierwszy przelot w życiu na trasie Warszawa (Okęcie) – Gdańsk (Rębiechowo). Mimo, że miałem wtedy może 10 lat pamiętam wszystko ze szczegółami, np. typ samolotu An-24, układ siedzeń, co podano w czasie lotu, kto siedział wokół mnie, pogodę tego dnia itd. Ponieważ ten korytarz powietrzny na północny-zachód od Warszawy przechodzi nad Grudziądzem wspaniale było w końcu spojrzeć z tej górnej perspektywy na swoje rodzinne miasto. Tyle lat z balkonu obserwowałem przelatujące codziennie nad Grudziądzem setki samolotów czy to tych pasażerskich na wysokim pułapie, czy ruch lokalny, tzw. general aviation, za sprawą pobliskiego lotniska w Lisich Kątach.
Wiele lat później mój kontakt z lotnictwem ożywił się nieco, choć tylko w teorii. Kończąc pierwsze studia swoją pracę magisterską poświęciłem tematowi deregulacji rynku lotniczego w USA w latach 80tych. To w dużej mierze dzięki tamtemu wydarzeniu podróżowanie samolotem, z elitarnego sposobu podróżowania, stało się dziś czymś bardzo powszechnym.
Musiały minąć kolejne 22 lata, abym zrealizował praktyczne marzenie związane z lataniem, tj. nauczył się latać samolotem oraz uzyskał licencję pilota PPL(A). To właśnie stało się kilka tygodni temu po zdaniu praktycznego egzaminu państwowego i wcześniejszemu zdaniu egzaminów teoretycznych w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego w Warszawie.
Innym wymogiem dopuszczenia do końcowego egzaminu praktycznego było ukończenie kursu pilotażu. Przed podjęciem zajęć praktycznych ciekawiło mnie czy ta moja wieloletnia miłość do lotnictwa będzie odwzajemniona. Innymi słowy, czy moje naturalne predyspozycje okażą się dopasowane do trudnych wymogów związanych z lataniem.
Mój pierwszy lot szkoleniowy odbył się w bardzo wietrznych, a przez to turbulentnych, warunkach. Opanowanie samolotu, rzucanego co rusz w rozmaite strony przez porywy wiatru, przypomniało mi ujeżdżanie narowistego konia. Najgorsze turbulencje, jakie przeżyłem w samolotach pasażerskich wydawały się delikatnym wspomnieniem w porównaniu z tamtym doświadczeniem. Co za próba?! I to na pierwszy ogień! Na szczęście mnie to nie wystraszyło i pojawiłem się na kolejnej lekcji u mojego instruktora i bardzo doświadczonego pilota, tj. Pani Danuty z firmy Skyway. Zajęło mi trochę czasu zanim usłyszałem od Niej pierwszy komplement na temat swojego dobrego lądowania.
Miękkie lądowanie na lotnisku w Poznaniu – wideo
To ostatnie z czasem stało się dla mnie czymś naturalnym. Nauka latania w sposób bezlitosny obnaża nasze ograniczenia, poziom umiejętności, poziom przygotowania do lotu itp. Tu, tak jak i w sporcie, nie ma przypadków. Dobry pilotaż to sztuka, której trzeba się uczyć i ją stale doskonalić. Niepraktykowana zanika w zauważalnym tempie. Z tego też powodu licencję lotniczą, w przeciwieństwie np. do prawa jazdy, trzeba regularnie odnawiać potwierdzając swoje umiejętności praktyczne.
Zbiornik na Nysie Kłodzkiej niedaleko Paczkowa
Po starcie z lotniska Katowice Pyrzowice w kierunku południowym
Gdzieś nad Górnym Śląskiem
Przerwa na tankowanie i posiłek na lotnisku w Rybniku
Bez względu na posiadane licencje, wylatane godziny i doświadczenie dobry pilot zawsze powinien się rozwijać i nie popadać w rutynę. Ponad 90% wypadków lotniczych spowodowanych jest przez tzw. czynnik ludzki. W czasie kursu pilotażu jest wiele etapów jak latanie po kręgu, ćwiczenie startów i lądowań w rozmaitych konfiguracjach, lądowania awaryjne (bez silnika), zapobiegawcze, loty w strefach w okularach zaślepiających wszystko poza tablicą przyrządów i inne kluczowe manewry pilotażu. W drugiej części pojawiają się lot po trasach z lądowaniami na innych lotniskach. W ten sposób poznałem z lotu ptaka dużą część Polski. To poznawanie jest o tyle intensywne, że cały czas podstawowym narzędziem nawigacyjnym w czasie szkolenia jest kompas i mapa lotnicza, a nie np. GPS. Trzeba być zatem bardzo czujnym, aby się nie zgubić. Do tego wszystkiego dochodzi planowanie lotu i składanie planu lotu do odpowiednich służb, wywiad meteo, briefingi, komunikacja radiowa z kontrolą ruchu lotniczego oraz strefami lotnisk niekontrolowanych i kontrolowanych. Poruszanie się w tych ostatnich może czasem być dość emocjonujące. Jest tak wtedy, gdy w danej przestrzeni jest spory ruch lotniczy i trzeba dość sprawnie się komunikować przez radio i wykonywać manewry.
Niski przelot nad pasem 29 we Wrocławiu – wideo
Runda wokół Zamku Książ – wideo
Przelot nad Wisłą w Toruniu – wideo
Do tego wszystkiego dochodzi stała kontrola rozmaitych parametrów lotu i działania samolotu, przegląd sytuacji w powietrzu tak, aby nie zderzyć się z innym statkiem powietrznym, przeszkodą terenową czy też ptakami. Roztargnienie czy utrata kontroli nad samolotem to ostatnie rzeczy, na które możemy sobie pozwolić pilotując samolot. Tu nie ma czas na to, aby „zatrzymać” się gdzieś w powietrzu i pomyśleć, co dalej. Bez względu na to co się dzieje w środku, czy na zewnątrz, trzeba stale pilotować samolot i być czujnym.
Wydaje mi się, że latanie zmienia ludzi. Rozwija w nich wiele cech, które albo były wcześniej uśpione, albo, dzięki niemu, osiągają dużo wyższy poziom. Mam tu na myśli takie umiejętności czy cechy jak planowanie, dyscyplina operacyjna, radzenie sobie ze stresem, szybka ocena sytuacji, odpowiedzialność, samoocena czy też pokora. Ta ostatnia wydaje mi się kluczowa. Jej przeciwieństwo w lotnictwie to brawura wynikająca ze zbytniej pewności siebie.
Pilot nigdy nie musi donikąd lecieć – to kolejna z zasad, która bezlitośnie sprowadza dosłownie na ziemię tych, którzy ośmielili się podjąć zbytnie ryzyko, np. wbrew trudnym warunkom pogodowym. Tak skończyła się m.in. jedna z największych katastrof lotniczych w dziejach RP.
Postój na tankowanie na lotnisku Ławica w Poznaniu
Pozycja „z wiatrem” do pasa 28 na lotnisku Ławica w Poznaniu. Widok z boku kabiny na pas i terminal.
Pozycja „z wiatrem” do pasa 28 na lotnisku Ławica w Poznaniu. Widok na miasto i stadion Lecha na godzinie 1:00.
Niedaleko Solca Kujawskiego. W tle wieże radiowej Jedynki.
Most kolejowy na Wiśle w Toruniu
Tężnie w Ciechocinku
Pozycja z wiatrem do pasa w Kruszynie (Włocławek)
Powrót do bazy w Mirosławicach
Widok od strony południowej na oba pasy na moim macierzystym lotnisku w Mirosławicach (EPMR)
Jelcz-Laskowice. Widok na część przemysłową.
Sanktuarium NMP Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II pod Toruniem
Gdy po swoim pierwszym locie szkoleniowym wsiadłem z powrotem do samochodu czułem, że jego prowadzenie stało się jeszcze prostsze. Jeszcze większą ekscytację przeżyłem pilotując po raz pierwszy samolot solo. Takie chwile pozostają w pamięci na zawsze. Jestem w kabinie tylko ja. Liczy się to, czego się nauczyłem i zaufanie we własne umiejętności. Niezwykle cenne w tym momencie jest też zaufanie, jakim obdarza mnie instruktor puszczając mnie samego w przestrzeń powietrzną. Nie chodzi tylko o umiejętności. Z lotniska Mirosławice, gdzie się szkoliłem, jest tylko kilka minut lotu Cesssną na międzynarodowe lotnisko Strachowice we Wrocławiu. Jakiejkolwiek wielkości statek powietrzny w nieodpowiedzialnych rękach może stworzyć olbrzymie problemy. Pokazał to ostatni atak dronów na lotnisku Gatwick pod Londynem.
Latanie. Niewiele jest słów, które wywołują tak silnie pozytywne skojarzenia i emocje. Oderwać się od ziemi, wzlecieć ku niebu, rozkoszować się pięknem stworzenia, przeżyć poczucie spełnienia, przygody czy też olbrzymiej satysfakcji płynącej z pokonania własnych ograniczeń.
Cieszę się nie tylko z nabytych umiejętności oraz uzyskanej licencji ale też z faktu, że to moja lotnicza miłość okazuje się odwzajemniona. Może warto by się tym zająć bardziej profesjonalnie?