Można czytać wiele książek na temat motywacji, osiągania celów, szczęśliwego życia, ale często to nie pomaga. By poczuć tę przyjemną energię do robienia czegoś dla innych, ofiarując swój własny, cenny czas, trzeba tego po prostu doświadczyć.
Sama się dziwię, co piszę. Mój czas nabrał innego znaczenia. Stał się cenny! To ja decyduję na, co chcę go przeznaczyć. Nie mam już poczucia, że ciągnę za sobą jakiś ciężki wóz, zwany życiem (dwoje małych dzieci, mąż, praca, dom i moje potrzeby tradycyjnie na końcu listy).
Co mnie motywuje, żeby tyle piec i gotować w każdej kuchni, w której dostaję przyzwolenie na swoje szaleństwa? Nigdy nie miałam aspiracji by zostać KURĄ DOMOWĄ! W dodatku ta praca sprawia mi dziecięcą radość jak nigdy dotąd!
Szczególnie doświadczałam tego u domu Iana (Nowa Zelandia), który tworzył wokół nas niezwykłą aurę, a przy okazji nie bardzo lubił przebywać w kuchni. Tam każdy dzień i każdy posiłek był wyjątkowy. Były owoce morza (specjalność Wojtka), polskie mielone, bigos, hinduskie roti, a także wspaniałe mafinki o różnych smakach i ciasto bananowe. Na samą już myśl ślinka cieknie :). Każdego dnia, w każdym kącie domu czuć było ten unikalny zapach, zapach miłości! No i oczywiście uśmiechnięte buzie dzieci, Wojtka i domowników, które zachęcały do wysiłku. Dla przypomnienia kilka wspomnień:
A więc co mnie motywuje? Na pewno doceniam warunki, w których mogę przygotowywać posiłki. To, co w domu w Polsce było oczywiste, w tej podróży nie jest. Nie mam swojej kuchni i ulubionych sprzętów. Dla wielu ludzi na świecie moja kuchnia byłaby rajem i luksusem. Czasami warunki w podróży są bardzo trudne, zwłaszcza, kiedy trzeba gotować na ziemi, a potem jeść na macie lub w namiocie. Doceniam również to, co jemy. Nie wszystko wszędzie można kupić. Ceny świeżego mięsa na Fidżi powodują, że ludzie praktycznie go nie jedzą. To samo dotyczy świeżego mleka. Dzieci go nie piją, bo nie ma go w sklepach, a to w kartonie jest bardzo drogie. Ceny wędlin i serów często są kosmiczne, więc każdy kęs smakuje doskonale. I jeszcze jedno. Wdzięczność mojej rodziny, magiczne słowo dziękuję za wszystko, co dla nich przygotuję, sprawia, że mi się chce.
Nasza kuchnia pod namiotem w NZ.
Wracając do KURY DOMOWEJ. Jej rola jest dziś mocno niedoceniona. Przecież to Ona wije gniazdo, ozdabia je, wygrzewa pisklęta, uczy, napełnia miłością, karmi, pociesza, dba o wygląd nasz i naszego domu. Podróżując po świecie widziałam wiele rodzin w rozsypce i rodziców, którzy nie mają pojęcia, co zrobić ze swoimi dziećmi. Ale to już inny temat. Może jeszcze kiedyś do niego wrócę.
A zatem, zapach miłości możne wyraźnie poczuć, kiedy wokół jest dobra energia, troska, uśmiech i wdzięczność. Tolerancja dla siebie i innych nawzajem. W naszym domu pachnie jak nigdy dotąd!
p.s. Ciepło pozdrawiam wszystkie KURKI. Wykonujemy jedną z najmniej cenionych i jednocześnie najważnych prac na świecie!
Ania,ja się zapisuje na degustacje twoich nowo nabytych przepisów!!
Pozdrawiamy Kacper z rodziną
Kacperku (jak to mówi ciocia Małgosia :)),
będziesz naszym pierwszym gościem :)). pozdrawiamy Was serdecznie!
a.
Witam,
Właśnie zajrzałam do newslettera ICF i tą drogą znalazłam Wasz blog. Bardzo inspirujące jest wszystko co tu przeczytałam! Właśnie wysłałam linka do mojego męża, bo oboje uwielbiamy takie klimaty podróżnicze. I też lubię blogować z wyjazdów, choć na razie robię to całkowicie anonimowo:)
Pozdrawiam serdecznie i gratuluję decyzji!
Justyna
Hej Justyno,
podeslij swojego bloga. chetnie poczytamy. nie bedziesz juz anonimowa 🙂
zostalo nam juz mniej niz100 dni przygody. czas plynie dla nas za szybko. A decyzja o subbaticalu byla jedna z najlepszych w zyciu. bardzo polecamy!!
przepraszam za brak polskich znakow. korzystam z miejskiej biblioteki w Sydney :))
pozdrawiamy Was goraco,
a.
Pozdrowienia od wloskiej kury domowej. Odkad nie musze sie ciagle spieszyc, uwielbiam przygotowywac zdrowe posilki dla mojej rodziny, bez kostek, mrozonek, garmazerek etc. Oczywiscie dostepnosc swiezych produktow w Italii jest cudowna zacheta, ale najlepsza nagroda – zdrowie i energia mojej rodzinki. Tak wiec zapraszam do mojej kuchni na wspolne gotowanie. Juz nie mozemy sie doczekac Waszego powrotu!
Włochy kuszą smakami. Oj kuszą!!!
Wygląda na to, że po tej podróży będziemy bogatszi o parę kilo!!! Nigdy wcześniej tak nie celebrowaliśmy jedzenia jak teraz :). No i w dodatku gości nas teraz polska kurka, której kuchnia rzuca na kolana :))
Grubsi czy chudsi, wyjazd do Italii już planujemy!!
Pozdrawiamy calą piątkę, buziaczki :))
a.
Witam!
Trafiłam tu przypadkiem i bardzo spodobał mi się Wasz blog. To zabawne, ale mamy bardzo podobną historię. Jakieś 4 lata temu też wszystko rzuciliśmy i z dzieciakami przeprowadziliśmy się na koniec świata:) Przez ponad 3 lata mieszkaliśmy w krajach Azji Płd Wsch, dużo zwiedzaliśmy, dzieciaki nauczyły się świetnie angielskiego i chińskiego:) Niedawno wróciliśmy ale już myślę o kolejnych podróżach. Widzę, że zwiedzaliście z dzieciakami Am Płd. Jak tam jest z bezpieczeństwem? Obydwoje z mężem mamy możliwość dostania pracy w Brazylii ale trochę się obawiamy ze względu na dzieciaki. Słyszałam straszne historie o porwaniach i napadach? Z drugiej strony żyje tam wielu expatów a dzieciaki miałyby możliwość nauczenia się hiszpańskiego czy portugalskiego. Jak Waszym zdaniem wygląda tam kwestia bezpieczeństwa?
pozdrawiam serdecznie