31.01.2012
W sposób zupełnie nieplanowany odwiedziłem niedawno Manilę, stolicę Filipin, pozostawiając resztę rodziny w Wietnamie. Również zupełnie przypadkowo wylądowałem tam w dniu największego święta, tj. wielkiej procesji z figurą Czarnego Nazareńczyka, która przypada 9 stycznia. Myślałem, że rekordy zgromadzeń religijnych należą do Polaków. Filipińczycy pod tym względem są chyba jednak absolutnymi rekordzistami. W procesji w 2012 r uczestniczyło około 5 mln wiernych!
Mega procesja w Manilii_Black Nazarene_video
Cudowna, ludzkiego rozmiaru figura Chrystusa niosącego krzyż, została przywieziona na Filipiny z Meksyku. Na skutek pożaru na statku wiozącym nią na Filipiny twarz Jezusa zrobiła się czarna. Kult Filipińczyków wokół tej figury jest olbrzymi. Wielu z nich cierpiących biedę i codzienne trudności utożsamia się z cierpiącym Jezusem na krzyżu. Wierni biorący udział w procesji mają na sobie rzeczy koloru kasztanowego, symbolizujące Pasję. Figura jest ciągnięta na długich linach przez specjalnych ochotników. W trakcie procesji wielu pątników stara się ją dotknąć. Niestety zdarzają się wypadki tratowania ludzi. Mimo wszystko 1000 przypadków udzielenia pomocy medycznej na 5 milinów uczestników to i tak niezły wynik, biorąc pod uwagę spontaniczność całego przedsięwzięcia.
W czasie tej dwudniowej wizyty kilka innych rzeczy rzuciło mi się w oczy. Pierwszy to olbrzymia bieda i żebractwo na ulicach. Mimo, że Wietnam też należy do biednych krajów, tam nikt raczej nie żebrze lecz raczej robi coś aby zarobić. Drugie odkrycie, to wielkość metropolii Manili, która liczy 20 mln mieszkańców. To tak jakby połowę mieszkańców Polski osiedlić w jednym miejscu. Zresztą gęstość zaludnienia niektórych części miasta jest największa na świecie. Trzecia ciekawostka, to popularny środek masowego transportu w mieście małe autobusiki o ciekawej historii i nazwie, Jeepney.
Te często kwieciście pomalowane pojazdy pierwotnie powstawały z kreatywnej przeróbki setek pozostawionych przez Armię USA jeepów po zakończeniu II WŚ. Dzisiejsze jeepney powstają w miejscowych fabrykach i są bardzo podobne do ich pierwotnych przeróbek. Wracając do II WŚ, Manila była drugim, po Warszawie, najbardziej zniszczonym miastem na świecie, na skutek wielokrotnych bombardowań przez Japończyków.
Tak piszę o wszystkim tylko nie o tym, co ma związek z tytułem tego wpisu. Pewnie część z Was pamięta jak nasz były Prezydent Kwaśniewski zapadł na tajemniczą chorobę filipińską. Wtedy, jak większość mediów i ludzi, śmiałem się z tego pokrętnego tłumaczenia prezydenckiej niedyspozycji. No cóż, dziś po swoich trudnych doświadczeniach zdrowotnych mogę potwierdzić, że choroba filipińska istnieje Wracając z Filipin do Wietnamu dostałem takiej gorączki i dreszczy, że taksówkarz wiozący mnie z lotniska do hotelu musiał mi pożyczyć wszystko co miał ciepłego na sobie i podkręcić grzanie na cały regulator. Leczenie, jakie zastosował nasz “lekarz rodzinny”- Ania, zakończyło się po tygodniu sukcesem. Na marginesie przez 11,5 miesiąca podróży wszyscy, a szczególnie dzieci, praktycznie, nie chorujemy. Żyjąc w normalnym polskim życiu zdarza się nam to przynajmniej raz lub dwa w ciągu roku. Jedyna wizyta u lekarza miała miejsce w Hondurasie, gdzie Wojtuś musiał mieć usunięty ząb. Przy okazji większość leków, łącznie z piekielnie drogim lekiem Malarone przeciw malarii, które wieziemy przez świat pozostaje niezużyta.
Proste życie – zdrowe życie.