10.10.2011
Wczorajszy dzień pod kilkoma względami był dla mnie wyjątkowy. Po pierwsze łącznie z naszymi rodakami, ekscytowaliśmy się wyborami w Polsce. Po drugie, jak co roku na Hawajach, odbywały się mistrzostwa świata w Ironmanie (tak naprawdę było to w sobotę, ale w Nowej Zelandii była już niedziela). Po moim ostatnim Ironman’ie w Nicei we Francji w 2010 obiecałem rodzinie, że w 2011 roku zrobię sobie przerwę od tych morderczych zawodów. Jeszcze wtedy, w czerwcu 2010, nie wiedziałem, że w 2011 udamy się na roczny sabbatical. Dobrze się zatem złożyło.
Choć mój reżim treningowy jest w czasie podróży bardzo skromny (nie mam ze sobą roweru), ciągnie wilka do lasu. Przed przyjazdem do Nowej Zelandii wyczytałem w internecie, że w czasie naszego pobytu będzie organizowany w Nowej Zelandii przynajmniej jeden maraton w mieście Masterton o nazwie Wairapa Marathon (nazwa regionu). Mimo tego, że czułem się daleki od szczytowej formy i z kilkoma kilogramami więcej niż przed zawodami Ironman, postanowiłem wziąć w nim udział.
Po dotarciu w sobotę wieczorem do Masterton i zarejestrowaniu się na listę uczestników okazało się, że maraton ma dość skromną oprawę. Dowiedziałem się m.in., że na trasie będzie dostępna tylko woda (zwykle są też napoje izotoniczne, banany, żele z glukozą czy batony energetyczne). Poza tym w Masterton lało i było strasznie zimno. Biorąc pod uwagę to zimno Ania kategorycznie nie zgadzała się na nocowanie pod namiotem. Na szczęście znaleźliśmy ciepły kąt (cabin). Organizatorzy zaplanowali też bardzo wcześnie start, bo już o 7:00 rano. Gdyby nie Ania to prawie bym zaspał . Z tym noclegiem to też dobrze wyszło, ponieważ rano było gdzieś minus 3 stopnie Celsiusza i trzeba było skrobać szyby. To poranne zimno przypominało mi bardzo mój start w maratonie w Nowym Jorku gdzie koczowałem, czekając na start przy Verazzano Bridge aż 5 godzin. Wtedy to wyziębienie i odwodnienie na trasie kosztowało mnie sporo zdrowia.
Tym razem, dzięki Bogu, słoneczny i chłodny ranek okazał się dla mnie pomyślny. Będąc w takiej sobie formie ukończyłem maraton na 6 miejscu z bardzo przyzwoitym czasem a zarazem swoim rekordem życiowym 3:03 (a dokładnie 3:03:13). Gdyby nie bolesna niespodzianka, która mnie spotkała na 38 km, była nawet szansa zejść poniżej 3 godzin. Ze względu na brak napojów izotonicznych na trasie biegłem ze specjalnym pasem z małymi bidonami na plecach i kieszonką na batony energetyczny. Nie jest to zbyt wygodne, a poza tym waży. Widząc, że mam szansę dobry wynik na ostatnich kilometrach postanowiłem pozbyć się pasa odpinając go i rzucając gdzieś w trawę. Po jego odpięciu złapał mnie nagle ostry ból brzucha tak iż prawie stanąłem w miejscu. W ten bolesny sposób zdobyłem kolejne doświadczenie.
W trakcie zawodów jak zwykle mogłem liczyć na doping i wsparcie swojej rodziny. Zresztą nie tylko ja. Nasze dzieci bardzo zaangażowały się w rozlewanie i rozdawanie wody i soku, który był dostępny na linii startu i finiszu zarazem. Za tę swoją pracę dostały smaczne ciasto od organizatorów, które zjedli ich rodzice .
Biorąc pod uwagę okoliczności i dość górzystą trasę maratonu jestem bardzo zadowolony z wyniku. Można też powiedzieć, że zrobiłem 1/3 Ironman’a . Tak naprawdę, było to duathlon, bo zaraz po maratonie postanowiliśmy jechać samochodem jeszcze 620 km (7 godzin czystej jazdy).
“Wszystko jest możliwe”
Aniu,
Wasze przygody sa inspiracją cały czas, oglądam i towarzysze Wam w drodze. Mam nadzieję, że zdrowa zazadrość Wam nie przeszkadza? Mam już duże dzieciaki, ale mysl o spędzeniu razem czasu jest tak kusząca. Maraton był super, gratulacje Wojtku!!
Aniu, pochwale Ci się zdanym PCC – było trudno i warto. Owieramy progam Proficiency, 5 miesięcy internetowo. Będzie robiony raz w roku i mam nadzieję, że w kolejnej edycji będziez z nami – zapraszamy i czekamy na Ciebie. Pozdrawienia dla wszystkich,
Ania Pyrek.
Aniu, ostatnio nawet zastanawialiśmy się z Wojtkiem jaka wichura Cię porwała :). teraz wiem, że to egzamin. serdecznie Ci gratulujemy!!!
Dla wszystkich nas czytających wyjaśnę skrót PCC. Ania zdobyla certyfikat Professional Certified Coach. Jest to drugi stopień akredytacji w ICF, czyli międzynarodowej organizacji skupiającej coachów na całym świecie. W Polsce jest zaledwie kilka takich osób.
pozdrawiamy Cię serdecznie i cieszymy się, że jesteś z naimi 🙂
Niesamowite macie wrażenia , ale ja również przez Was, ponieważ jestem cały czas z Wami w każdym zakątku w jakim przebywacie. Gratulacje Wojtek za tak znakomity wynik w maratonie. Pozdrawiam Jola
Ciociu, Kiedy byłam małą dziewczynką Twoje podróże były dla mnie wielką inspiracją. Zawsze marzyła mi się wielka wyprawa :).
Bardzo się cieszymy, że jesteś z naimi. całuski od wszystkich
Ja tez tu jestem :)) Zawsze z Wami.
Wojtek gratulacje taki wynik 303.
Buziaki dla dzieci od Nas wszystkich.
M&S&M&L
(ania) jak patrzę na Wojtka i innych biegających to mam niesamowitą ochotę na bieganie. żałuję, że odeslałm swoje adidaski do Polski 😦
Wojtek,widze forma jest nadal!!!
W Melbourn potrenujesz na rowerku.
Gratulacje dobrego wyniku
Ah, Brakuje mi tych treningow z bylym prawie mistrzem swiata w kolarstwie.
Mam nadzieje Kacprze, ze trzymasz forme na kolejne zawody w jezdzie parami na czas. W przyslym roku celujmy w zloto.
Wszystko Jest Mozliwe!
Wojtek
Pingback: Biegnąc przez świat | Nasz Sabbatical
Pingback: Running through the world | Nasz Sabbatical