11.6.2011
Po dotarciu do USA i spędzeniu kilku dni w Parku Grand Canyon w Arizonie zaczęliśmy objazd południowej części stanu Utah (ju-taa) odwiedzając pięć malowniczych i skalistych parków narodowych: Zion, Bryce Canyon, Capitol Reef, Arches i Canyonlands, gdzie jesteśmy teraz.
Parki te są położone na pustyni lub półpustyni, co można bardzo szybko poczuć na własnej skórze. W ciągu dnia jest bardzo gorąco, a nocą robi się dość zimno. Są to typowe zmiany temperatur dla pustyni, gdzie występuje bardzo mało wilgoci blokującej promieniowanie słoneczne lub na odwrót trzymającej ciepło przy ziemi w ciągu nocy. Taki skalisty i pustynny krajobraz może wydawać się monotonny i nudny. Rzeczywiście prowadzanie godzinami samochodu przez pustynne bezdroża jest nużące. Docierając jednak do parku można spotkać wiele intrygujących formacji skalnych jak łuki, hoodoo (słupy skalne o pofałdowanych kształtach), płetwy, kopuły, rafy itd. Wiele kształtów przypomina kształty ludzi czy zwierząt. Często się zastanawiamy jakżeż natura mogła to wszystko wyrzeźbić? Dzieci oswoiły się już na dobre ze słowem “erozja”, głównym rzeźbiarzem pięknych parków narodowych w Utah.
Fauna i flora pustyni jest równie interesująca. Nie rzadko można spotkać mulaka, tj. jelenia będącego krzyżówką z mułem (tzw, mule deer), szczury kangurze, węże i inne stworzenia, które tak dzielnie radzą sobie w tym trudnym środowisku. Co do świata roślin, zakochaliśmy się np. w drzewie bawełnianym, tak gęsto rosnącym wzdłuż kanionu w Zion NP. Jednym z naszych ulubionych towarzyszy podróży jest też drzewo o nazwie Utah Juniper z rodziny jałowców, które potrafi żyć ponad 1000 lat. Aby uzyskać taką niesamowitą długowieczność w tak suchym klimacie drzewo to potrafi poświęcić część siebie, odcinając dopływ wody do niektórych gałęzi tak aby całe drzewo przetrwało niedostatki wody.
Wracając do skał zmieniają one swoje kolory w zależności od pory dnia tworząc niezwykły spektakl. Jest to wspaniała sceneria na kręcenie westernów. Rzeczywiście wiele z tych miejsc wykorzystywanych było przez Hollywood.
Wybrane video
Łuk Delikatny, Arches National Park
Spotkanie Colorado i Green River, Canyonlands NP
Po spotkaniu z wężem (bull snake)
Moja ulubiona rzecz w tych krajobrazie pustynnym to niesamowita cisza i spokój. Czasami wędrując 4 godziny po górach spotkałem tylko jedną lub dwie inne osoby. Kontakt z naturą jest tu niezwykle intymny. Ten sam spokój jest tutaj w nocy na niebie. Dzięki czystemu powietrzu oraz brak łuny światła z pobliskich miast widoczność gwiazdozbiorów jest w nowiu taka jak w planetarium. Oczywiście brakuje też zasięgu dla telefonów komórkowych i innego kontaktu z cywilizacją. Z tego też powodu wybierając się na wędrówkę dobrze wziąć ze sobą sporo wody i słonych przekąsek. Spotkanie z osławioną pumą jest raczej mało prawdopodobne ponieważ zajmują one samotnie olbrzymie polacie terenu (ok 150 mil kwadratowych).
Aby choć trochę doświadczyć lokalnych widoków polecam świeży film “127 godzin” oparty na prawdziwej historii człowieka wędrującego po parku Canyonlands. Poprzez swoje nierozważne zachowanie pewnego dnia spadający głaz przygniata jedną z jego rąk uwięziwszy bohatera na wiele dni. Mimo, że niektóre sceny w filmie są bardzo drastyczne jest to niezwykła historia o woli przetrwania.
Inna interesująca rzecz w Utah to Mormoni. Członkowie tego kościoła stanowią większość mieszkańców tego stanu. Jeden ze strażników (tzw. ranger) w parku Zion, Colton, który prowadził dla m.in. naszych dzieci program edukacyjny o parku, też był Mormonem. Kiedy usłyszał naszą mowę odezwał się do nas po czesku. Okazało się, że spędził 2 lata w Brnie w CZ. Od razu domyśliłem się, że pewnie był na dwu-letnich misjach, na które wysyła się młodych chłopaków. Chłopcy (czasem też dziewczyny) wysyłani są parami do obcych krajów aby ewangelizować i nawracać na wiarę Mormonów innych ludzi. Można spotkać ich wszędzie. Widzieliśmy ich nawet w biednej Ameryce Środkowej ubranych w charakterystyczne jasne koszule z przypiętymi identyfikatorami, pod krawatem i noszącymi ciemne spodnie. Coltonowi bardzo się podobało w Czechach, również w naszych restauracjach, które odwiedził nieraz. Spytałem go ja finansowane są te misje. Brzmi to w końcu trochę jak nasz, lecz dwuletni, sabbatical. Ku mojemu zdziwieniu wszystko jest opłacane z własnych oszczędności tych młodzieńców, a cały program jest pod ścisłą kontrolą kościoła Mormonów. Lepszej kontroli ma też służyć wysyłanie młodych parami, zawsze tej samej płci.
Dzięki tej aktywności misyjnej młodych Utah ma najwyższy odsetek ludzi w USA mówiących obcymi językami. Wśród Mormonów, byłych misjonarzy, jest też wiele znanych nazwisk jak Mitt Romney (kandydat na prezydenta USA) czy Steven Covey (autor wielu poczytnych książek biznesowych). Kto wie? Być może kolejny prezydent USA będzie Mormonem. Według Coltona jest raczej mało prawdopodobne biorąc nieco negatywną reputację ich kościoła. Związana jest ona z kilkoma kontrowersjami praktykami w tym między innymi występującym w przeszłości wielożeństwem. Według niektórych źródeł jest ono nadal spotykane w niektórych enklawach Utah i poza nim.
Wspominając misjonarzy mormońskich chcę też wspomnieć, że na moich ukochanym Broadway’u w Nowym Jorku jest wystawiany niezwykle popularny musical “The Book of Mormon” traktujący o dwóch misjonarzach próbujących nawracać ludy afrykańskie w trakcie swojej misji w Ugandzie. Podobno niezły ubaw. Przy najbliższej okazji na pewno się na to wybiorę.
Kończąc nutką humorystyczną, jeden z moich ulubionych autorów, Bill Bryson, powiedział, że Utah jest jedynym miejscem na Ziemi, gdzie nie trzeba się martwić o to, że podejdą do nas dwaj młodzi Mormoni próbując nas nawracać. Z założenia w Utah każdy jest Mormonem.