12.05.20011
Dla niewtajemniczonych „backpacker” to osoba podróżująca z plecakiem po świecie, często mająca niski budżet, dla której ważniejsze jest poznawanie niż komfort i wypoczynek. Przeciwieństwem „backpackera” jest turysta podróżujący z walizkami, zatrzymujący się w droższych miejscach, nieliczący każdego grosza.
Nasi mali “backpackerzy” (Ania 7 i Wojtuś 9) też mają plecaki. Każdy niesie swoje ubrania, zabawki, coś do czytania i inne niezbędne rzeczy z wyjątkiem książek i podręczników szkolnych – to zadanie taty.
Każde zabrało ze sobą swoje ulubione miniaturowe zabawki tj. małe deskorolki i laleczki Polli. Jak do tej pory Wojtuś nie miał jeszcze „czasu” się nimi bawić. Inaczej jest z Anią. Ona nieustannie coś tworzy dla swoich lalek. Projektuje ubrania z kwiatów, a nawet ze starego balonika, którego gdzieś znalazła. Do zabawy wykorzystuje owoce kokosów, łupiny orzechów i wiele innych podrzuconych przez naturę przedmiotów. Lubi też fotografować swoje prace i przyrodę.
Nieocenioną „zabawką” są spotykane zwierzęta: psy, koty, papugi, króliki. Godzinami potrafią spędzać z nimi czas.
Każde dziecko ma swój roczny budżet na drobne wydatki. Jest to około 200 USD na głowę. Pieniądze te dzieci dostały na “gwiazdkę”zamiast tradycyjnych prezentów. Jak do tej pory wydają je bardzo rozsądnie. Ich konta zmalały jedynie o 9 i 11 USD.
Wojtuś przejawia niesamowitą smykałkę do biznesu. Poza tym, że interesuje się, do jakiej firmy należą chipsy „ Lay’s” to w każdym kraju znajduje pieniądze na ulicy i wciąż ma nowe pomysły jakby tu zarobić. Ostatnio sprzedawał w hostelu własnoręcznie plecione bransoletki z muliny za jedynie 2Q, czyli polskie 80gr! Śmiejemy się, że ma to po dziadku Jurku. Poniżej zdjęcie ze szczęśliwą nabywczynią plecionki.
Zachwycające jest to jak dzieci łatwo nawiązują kontakty z innymi dziećmi i przy okazji uczą się hiszpańskiego. Pomagają mi zrozumieć w sklepie co ile kosztuje i całkiem swobodnie załatwiają różne sprawy. Nie brakuje im też okazji do uczenia się zaradności. Nie mówiąc już o tym, że poznają różne smaki i kolory świata. Widzą dzieci biegające boso, lodówkę świecącą pustkami w domu przyjaciela, gotowane jaszczurki jedzone na śniadanie. Spotykają potomków afrykańskich niewolników przywiezionych na wyspy karaibskie (Garifuna) i potomków Mayów – pierwszych mieszkańców Ameryki Środkowej, według ich wierzeń, stworzonych przez Boga z kukurydzy. Nie mogę się doczekać, kiedy na ich drodze staną mali mnisi z Laosu.
Za chwilę minie już trzeci miesiąc naszej wyprawy, a nasze dzieci są zawsze uśmiechnięte i szczęśliwe. Jeśli tęsknią to za swoją rodziną z którą są mocno związane. W tym zakresie skype jest nieoceniony! Myślę też, że są w takim wieku, kiedy jeszcze nie nawiązują stałych przyjaźni, a po prostu płyną z prądem życia. Jak większość dzieci mają tę niezwykłą umiejętność życia w teraźniejszości. Nie myślą o przyszłości, nie zajmują się tym, co minęło. Po prostu są ze wszystkimi swoimi emocjami w danej chwili. To wspaniali nauczyciele!!
Mam wrażenie, że podróżowanie jest dla nich czymś zupełnie naturalnym. Ania i Wojtuś świetnie znoszą wszelkie niewygody takie jak upał, marsz z plecakami, brak swoich pokoi i wygodnych łóżek, czy potworną duchotę. Mają niesamowite zdolności adaptacyjne. Poranne wstawanie nie jest dla nich żadnym problemem. Ostatnio mieliśmy pobudkę o godzinie 4.30. wybierając się na wycieczkę do miasteczka Tikal, kolebki Mayów. Nie było płaczu, albo tekstów w stylu „ mamusiu, jeszcze troszeczkę”. Poza tym jak większość dzieci są śpiochami i lubią się wylegiwać.
Moją największą troską przed wyjazdem były dwie rzeczy: jedzenie, bo są dość wybredne i połykanie tabletek z chininą przeciwko malarii, bo nigdy wcześniej nie musiały tego robić. Trening połykania, z witaminą C, rozpoczęliśmy 2 miesiące przed wyjazdem. Nie było to proste, ale się udało. Dodatkowo Arechin jest bardzo niesmaczny. Nie można go pokruszyć, po prostu trzeba go szybko połknąć. Gorzej jest z jedzeniem, bo tu racjonalne argumenty raczej nie trafiają. Ratują nas drożdżówki i banany, kurczaki, frytki i pizza, czasami ciepłe tortille.
Wracając do naszych małych „backpackerów” to jesteśmy z nich bardzo dumni. Mamy nadzieję, że czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci…
Ania i Wojtuś,
ja również poproszę kwiatową sukienkę i bransoletkę. Będę zaszczycona jesli zostanę Waszą pierwszą polską klientką. Tak trzymajcie! Buziaki , dla Mamy i Taty również.