14.04.2011
Dziś kilka krótkich, wybranych historii na temat naszych rozlicznych przygód i kontaktów z naturą.
Nasze pierwsze trzęsienie ziemi
Zdarzyło się to jakieś 10 dni temu. Około 14:00 miały miejsce dwa krótko po sobie następujące słabe wstrząsy sejsmiczne, 5,8 i 5,0 w skali Richtera jakieś 170 km od nas na Morzu Karaibskim. Ziemia w Ameryce Łacińskiej trzęsie się dość często. Na szczęście w większości nie są to wstrząsy groźne dla ludzi. O trzęsieniu, którego “doświadczyliśmy”, dowiedzieliśmy się z internetu. Było ono praktycznie nieodczuwalne. Ostatnie większe trzęsienie miało miejsce w Hondurasie w maju 2009 (7,1).
Śpiewająca lolita
W czasie naszych lekcji chóru/śpiewu z Wojtusiem zdarzało się nam słyszeć równie piękny, operowy głos dobiegający zza wielkiego muru oddzielający miejsce gdzie mieszkamy od sąsiadów. Zastanawialiśmy się, które z licznych dzieci z sąsiedztwa ma taki śliczny głos. Wyglądało to trochę jak konkurs, który z śpiewaków, czy Wojtuś czy ten tajemniczy głos za murem zaśpiewa daną melodię piękniej. Aby zaspokoić naszą ciekawość pewnego dnia zapytaliśmy, kto tam tak ładnie śpiewa. Odpowiedź była dla nas bardzo zaskakująca, wręcz niewiarygodna … to papuga.
Atak “zabójczych pszczół”
Dwa dni temu idąc popołudniu na plażę wraz z całą rodziną zostałem zaatakowany przez bardzo agresywne pszczoły. Po wyjściu z domu i przejściu około 100 metrów poczułem nagle jak zaczynają mnie kąsać z niezwykłą agresją jakieś owady. W odruchu samoobrony zacząłem uciekać oraz w biegu zdejmować z siebie koszulkę. Wydawało mi się, że to żółty kolor przyciągnął jakieś owady. Od robotników, którzy nieopodal budowali mur i przyglądali się temu z rozbawieniem dowiedziałem się, że są to tzw. pszczoły afrykańskie, zwane też pszczołami zabójcami (killer bees). Dowiedziałem się też od nich, że nie byłem pierwsza ofiarą tych pszczół, które w bardzo agresywny sposób i na wielkim obszarze, chronią dostępu do swojego gniazda. Mieliśmy dużo szczęścia. Pszczoły użądliły mnie w dwóch miejscach i zostawiły resztę rodziny w spokoju. Co ciekawe, leciały za mną jakieś 300 metrów a na plaży, w swojej koszulce znalazłem jeszcze niedobitki. Inni ludzie mieli niestety mniej szczęścia. Jedna z wolontariuszek, przechodząc tą samą drogą została pokąsana aż 15 razy!!! Pszczoły zaatakowały też stado koni przechodzącą naszą ulicą, które zaczęło w popłochu pędzić, tworząc kolejną niebezpieczna sytuację.
Historia “pszczół zabójców” jest dość ciekawa. W latach 50-tych próbowano laboratoryjnie wyhodować nowy gatunek pszczoły, bardziej przystosowany i wydajny w klimacie tropikalnym. W tym celu zaczęto krzyżować pszczoły europejskie z pszczołami afrykańskimi z RPA i Tanzanii. W trakcie testów kilka królowych wydostało się w niekontrolowany sposób z laboratoriów w Brazylii. W ten sposób “pszczoły zabójcy” od dziesiątek lat rozprzestrzeniają się z powodzeniem po całej Ameryce Południowej, Centralnej a także wchodząc coraz głębiej na terytorium USA.
Dzięki pomocy lokalnych strażaków udało się na szczęście zlikwidować siedlisko tych niebezpiecznych pszczół pod naszym domem.
Niech żyje Straż Pożarna! (Sam, jest strażakiem ochotnikiem, jak mój Tata i nasz, tryskający pozytywną energia i humorem, ex-premier Pawlak )
PS. Kiedy pływam niezliczone ilości kilometrów w Morzu Karaibskim staram się wyłączać zmysły aby nie myśleć o tym co pływa wokół mnie. Czasem się nie da, szczególnie jak coś skubnie lub poparzy boleśnie. Na deser jeszcze krótkie wideo po bolesnym spotkaniu kałamarnicą. Zawsze się zastanawiam, dlaczego prawie nikt poza mną nie pływa w tym morzu …