27 luty, 2011
Wczoraj byliśmy na swojej pierwszej Mszy Świętej poza domem. Tak jak wiele innych rzeczy i zjawisk w Ameryce Łacińskiej, jest to doświadczenie dla nas, ludzi z chłodnych stron niezwykłe.
Miałem już podobne doświadczenia , odwiedzając latynoskie kościoły w USA, lecz tutaj doświadczyliśmy tego wszyscy i to w pełnym oryginale. Oto kilka ciekawostek:
- pieśni religijne śpiewa się tutaj generalnie w bardzo skoczny sposób, np. Chwała na Wysokości Bogu było śpiewane na przemian a to w rytmie walca, a to polki, czy też jeszcze merengue. Pieśń, czy raczej piosenka na Ofiarowanie, była zdecydowanie w rytmie Cha, Cha. Poza tym w kościele śpiewają wszyscy i do tego w czasie refrenów przeważnie się klaszcze.Nasze dzieci były tym totalnie zaskoczone i przez pierwsze 15 minut rozglądały się wokół, czy rzeczywiście są w kościele. Duża Ania była wyraźnie wzruszona radością, z jaką ludzie przeżywają spotkanie z Bogiem.
- Na znak Pokoju, generalnie wierni przez około 5 minut, łącznie z księdzem chodzą po całym kościele ściskając się z wieloma innym ludźmi
- ze względu na olbrzymi upał (cały czas około 33 stopnie) w całym kościele jest pełno wentylatorów i wiatraków
- do Mszy służą głównie dziewczyny
- jeszcze jeden piękny zwyczaj, który masowo się praktykuje też w Ameryce Północnej, tj. zapraszanie na koniec Mszy przed ołtarz solenizantów i jubilatów i śpiewanie im piosenki okolicznościowej.
Ogólnie króluje radość i upał.
Już się cieszę na to, że przez najbliższe 3 miesiące, będziemy mieć takie doznania duchowe.