Trasa: Carrión de los Condes – Moratinos
Dystans: 31 km (Razem: 352 km)
Po wczorajszym dniu pełnym radości przemieszanej z bólem wywołanym trwającą kontuzją nie mogłem się doczekać odpoczynku. Leżąc w albergue Świętego Ducha w Carrion de los Conde z nogami w górze zauważyłem, że dość mi spuchła lewa noga. Wszystko przez brak równowagi w rozkładaniu wagi w trakcie marszu.
Sam albergue był dość zadbany. Jednak spora frekwencja zapowiadała kolejny „nocny koncert”.
Wśród 9 mężczyzn, którzy akurat spali tej nocy w naszym pokoju, około 5 dość mocno chrapało. Jeden z nich generował taki poziom decybeli, że Henry i jego sąsiad wzięli materace i poszli spać na korytarz i do damskiej toalety. Akurat kobiet tej nocy nie było wśród pielgrzymów.
Chyba podsunę właścicielom albergue sugestię, aby umieszczali w sypialniach instrukcję, w jakiej pozycji najlepiej spać. Oby nie na wznak. Efekty są takie jak na poniższym nagraniu.
Pogoda generalnie jest dość dobra choć są spore wachania temperatur.
Dzisiejszy poranek zaczął się dość mroźno. Potem, w miarę marszu, robiło się coraz cieplej.
Trasa dzisiejsza była dość monotonna i płaska. Takie przebiegi służą dobrze medytacji. Bezkresne połacie mesety przypominały mi o nieskończoności Boga. Po 10 km zrobiłem sobie przerwę na opatrzenie rany i masaż drugiej nogi z opuchlizną. Bogu dzięki, że dziś jest w miarę płasko i można iść sporo po asfalcie zamiast po kamienistych ścieżkach.
Lunch przyszło nam zjeść w towarzystwie sporej grupy myśliwych. Najbliższy tydzień to sezon polowania na dziki. Chyba trzeba będzie przyspieszyć trochę kroku po południu, aby nie dostać rykoszetem. Na szczęście mam intensywnie pomarańczowy pokrowiec na plecaku. Na byki to niebezpieczne, na polowania, jak znalazł.
Po długim, jak na moje obecne możliwości, marszu docieramy do Moratinos. Podobno dwa albergue są otwarte. Pytanie, w którym zatrzymał się chrapiący Domingo. Mijając pierwszy albergue widzimy, jak przez szybę do nas macha właśnie on. Już wiemy, że spróbujemy raczej poszukać noclegu w drugim miejscu. Dwie chrapiące noce pod rząd?… nieeee.
Drugie schronisko niestety zamknięte. Jest co prawda wzmianka o jeszcze trzeciej opcji w miasteczku, ale o tym jutro …
Medytacja XIII. Pokusa.
Nie wódź nas na pokuszenie
Mt 6,13; Łk 11,4
Dziś w kościołach była czytana Ewangelia o kuszeniu Jezusa na pustyni. Stąd przyszła mi inspiracja, aby pomedytować na temat pokusy.
Najpierw komentarz do tłumaczenia polskiego tego fragmentu modlitwy Ojcze Nasz. Nie wydaje się Wam, że brzmi ono trochę dziwnie? Przecież Bóg nie wodzi na pokuszenie, lecz Szatan. Dlaczego zatem prosimy, aby Bóg nas nie wodził?
Po hiszpańsku brzmi to dużo sensowniej: Nie pozwól, abyśmy ulegli pokusie. Podobno bibliści i Papież Franciszek chcą tę nieścisłość w tłumaczeniu w wielu językach, np. angielski, skorygować.
Wracając do samej pokusy, to mam wrażenie, że w trakcie tej pielgrzymki jest jej dużo mniej. Nie wiem, czy to kwestia tego, że jest mniej okazji, czy tego, że się więcej modlę, czy np., że towarzyszy mi w miarę stale kompan w wędrówce? Pewnie z każdego można by coś wziąć po trochu.
Z pokusą, jak z jedzeniem, najgorzej jest zacząć. Potem wciąga jak ruchome piaski. Więc staram się przyglądać tym różnym podszeptom drugiej centrali i nie dialogować z nimi.