My cyganie

18.11.2011

 

Ostatnio umawiając się ze znajomym Australijczykiem z Sydney na spotkanie ubawiło mnie jego pytanie: “w którym hotelu się zatrzymujecie” Uśmiech. Komuś, kto nie przeżył sam długiej tułaczki po świecie ze swoją rodziną trudno sobie wyobrazić rozmaite wyzwania z tym związane.  Gdy rozmawiamy przez Skype z naszą rodziną w Polsce i znajomymi w świecie, generalnie nikt nie dopytuje o to, w jakich warunkach żyjemy. O, jesteście na Fidżi – cudownie. O, teraz jesteście w Australii w Sydney – jak fajnie, itd. Na naszym blogu też rzadko o tym piszemy, dzieląc się raczej naszymi obserwacjami świata. Do tego wpisu zachęcił mnie jeszcze jeden komentarz, który ostatnio usłyszałem od nowego przyjaciela z Melbourne. Patrząc na nas powiedział on o sobie: “I am not a camping type” (“nie jestem stworzony do campingu”). Słysząc to, sami zadaliśmy sobie to pytanie: “czy my jesteśmy stworzeni do campingu, do robienia codziennych przepierek, częstych zakupów spożywczych, do edukacji domowej naszych dzieci, szukania najtańszych noclegów, wynajmu , samochodów, jedzenia itd ?”. Będąc w Polsce nasze życie wygląda trochę inaczej.

Jedna z rzeczy, na które trzeba być zdecydowanie gotowym, udając się na rodzinny sabbatical, to niewygody i dyscyplina w wydawaniu pieniędzy. Żyjąc w Polsce niczego sobie nie musieliśmy sobie niczego odmawiać. Teraz, na przykład, rzadko bywamy w restauracjach – jeśli już to tych tańszych. Nota bene idealne są pizzerie. Wszędzie na świecie w ramach jedzenia na mieście pizza jest naszym zdecydowanym numer 1. Jest tanio, dużo i wszystkim smakuje.

IMG_4120

Inna niedogodność to spanie. Około trzy miesiące z dziewięciu, które minęły, spędziliśmy śpiąc pod namiotem.  Byłoby pewnie tego więcej gdyby nie gościnność kilku osób, których grono stale się powiększa. Ostatnio dołączyli do niego Paul i Robin z Melbourne. Za kilka dni będziemy gościć u polskiej rodziny, Witka i Grażynki, w Brisbane. Co innego jeśli jedzie się pod namiot  na dwu-tygodniowe wakacje, a co innego jeśli są to miesiące. Mimo, że staramy się pobyć trochę dłużej w kilku miejscach na świecie, liczba adresów i campingów, pod którymi się zatrzymywaliśmy jest już imponująca.

Czujemy się jak cyganie wędrujący ze swoim taborem. Decydując się na taką wyprawę mieliśmy tego wszystkiego dość dobre wyobrażenie. Liczyliśmy jednak na to, że  korzyści zrekompensują nam te wszystkie niewygody. Tak jest też w istocie. Pojawił się jednak jeszcze jeden pozytyw. Żyjąc na walizkach, żyjemy bliżej ziemi, bliżej prawdziwego życia. Jesteśmy też bardziej świadomi i wrażliwi na to, jak żyją ludzie, którym się gorzej powodzi. Nasze dzieci, które na szczęście nigdy nie były szczególnie rozpieszczane materialnie, też poznają rozmaite odcienie życia i bardziej doceniają to, co mają.

Docierając na nasz kolejny camping w Sydney w upalny dzień byliśmy zdegustowani brudem jaki panuje tu w kuchni i na tzw. świetlicy. Przygnebiający widokiem jest też to, że większość jego mieszkańców, to długookresowi rezydenci, którzy z różnych powodów utracili swoje domy i zmuszeni są tak mieszkać w oczekiwaniu na lepsze jutro.  Jak to jednak często bywa, wśród takiej mizerii spotyka się niezwykłych ludzi. Nasi sąsiedzi na campingu, Tom i Debbie, mieszkają tu już 17 miesięcy!! Mają do dyspozycji rozpadającą się przyczepę campingową połączoną z dużym namiotem. Mają też parkę psów, którym 7 tygodni temu urodziło się 7 małych szczeniąt. Choć widać, że życie ich nie oszczędzało oboje mają tyle ciepła i radości w sobie. Nasze dzieci, a szczególnie Aniusia, są w siódmym niebie bawiąc się z pieskami. Coś się dużo tu tych siódemek porobiło Uśmiech. Jutro są małej Ani urodziny i Debbie chciała dać jej w prezencie jednego z siódemki piesków, które planują sprzedać. Niezwykłe!  Ponieważ jeszcze wiele tysięcy kilometrów podróży przed nami niestety nie będziemy mogli wziąć dodatkowego pasażera.  Życzeniem naszych dzieci już od wielu miesięcy jest to, aby po powrocie do domu, prosto z lotniska pojechać do schroniska dla zwierząt i tam zaadoptować jakiegoś bezdomnego psa, a może dwa.

 

IMG_4057IMG_4065IMG_4071IMG_4086IMG_4087IMG_4090IMG_4091

Ten wpis został opublikowany w kategorii Australia, Polish i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na „My cyganie

  1. Obcy na gapę pisze:

    Zostanie ślad w sercu 🙂 pozdrawiam.

  2. Maciek pisze:

    Hej
    Przeglądając zasoby googl’a na temat podróży natknąłem się na wasz blog.Po pierwsze gratuluje systematyczności w jego prowadzeniu, która w odległych zakątkach wcale nie musi być łatwa.
    Oszczędzę sobie i Wam słów zachwytu nad całokształtem i realizacją waszej podróży.
    Może tylko to , że z waszego bloga przebija spokój i właściwą miarą mierzony dystans do siebie i świata.
    Trudno już o bycie pionierem i zdobywcą ,ale mam przekonanie ,że wyznaczanie nowych ścieżek we własnej podróży jest takim samym wyzwaniem co dawniej odkrywanie nowych kontynentów (no może troszkę mniejszym ;).
    Cóż mit o Argonautach , perypetie Odyseusza , wędrówki plemion i ludów ,cygańskie tabory ,determinacja misjonarzy -gdzie okiem nie rzucić ,podróż!
    Przeglądając zdjęcia wbiło mnie w fotel, przecież Wojtka miałem przyjemność poznać na basenie AWF-u ,zawsze chwilkę poświęcając na wspólną pogawędkę o treningach i zawodach…świat jest mały.

    gratuluję jeszcze raz i serdecznie pozdrawiam.
    Maciek

    • Maćku,

      Dzięki za miłe słowa. To niesamowite, że znaleźliśmy się w ten sposób! Wyjeżdżając z Polski żałowałem, że nie wziąłem kontaktu do Ciebie … a tu taka niespodzianka! Mam nadzieję, że jesteś wytrwały w przygotowaniach do swojego pierwszego triatlonu. A może to niesamowite doświadczenie już za Tobą? Tak czy inaczje do zobaczenia za trzy miesiące, któregoś dnia na basenie 🙂

      Pozdrawiam

      Wojtek

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s