25.8.2011
Nasz wylot z Los Angeles na Fidżi (21.8) przypadł dokładnie w dzień oznaczający połowę naszego sabbaticalu. Ten moment miał jeszcze jeden symboliczny wątek. Lecąc non-stop na Fidżi wylatywaliśmy z USA krótko przed północą w niedzielę aby wylądować na miejscu we wtorek rano czasu miejscowego. Straciliśmy, czy raczej przeżyliśmy tylko kilka godzin poniedziałku lecąc w samolocie. Wszystko to za sprawą przekroczenia po drodze tzw. Międzynarodowej Linii Daty (MLD), od której umownie zaczyna się kolejny dzień kalendarzowy na świecie. Biegnie ona mniej więcej wzdłuż południka 180 stopni, leżącego po drugiej stronie kuli ziemskiej licząc od południka 0 przechodzącego m.in. przez Londyn. Mówiąc prościej, dla nas w Polsce to istny koniec świata.
Inną ciekawostką MLD jest to, że na zachód od niej jest dokładnie 24 godziny później niż po wschodniej stronie. Na przykład 9:00 rano 31.8.2011 na Fidżi po stronnie zachodniej od MLD jest 9 rano 30.08.2011 po stronie wschodniej. W krajach takich jak Fidżi, leżących po obu stronach południka 180 można teoretycznie spędzać np. Sylwestra dwa razy. Jednak dla spójności państwa całe jego terytorium, t.j 332 wyspy rozrzucone w promieniu 1000 km po obu stronach południka 180, jest w jednej strefie czasowej UTC+12, czyli 10 (11 zimą) godzin wcześniej od Polski.
Zaczynając nasz ponad miesięczny pobyt na Fidżi wznawiamy też szkołę. W końcu niedługo rusza też szkoła w Polsce. Poza tym tu na Fidżi będziemy mieli do tego doskonałe warunki mieszkając w uroczym miejscu z widokiem na południowy Pacyfik.
Dziś z perspektywy tych 6 miesięcy mamy wiele refleksji. Po pierwsze, przecież to już 6 miesięcy, czyli niebywale długo jak na wspólną podróż. Tak naprawdę jednak nie czujemy się nic a nic znużeni. Wręcz przeciwnie, tygodniowe lub dwutygodniowe wakacje wydają nam się dziś jakimś strasznie krótkim okresem na regenerację. Po drugie, bardzo nam przypadł do gustu sposób dłuższego spędzania czasu w jednym miejscu, niż typowego dla normalnych wakacji zwiedzania ile się da, różnych miejsc. Tu na Fidżi, mieszkając pośród miejscowych, z dala od ośrodków turystycznych, z ich horrendalnie wysokimi cenami, mamy do tego doskonałe warunki. Tu i teraz! Bardzo nam się to przyda po przejechaniu 12 tysięcy kilometrów samochodem w Ameryce Pn. Na razie jeszcze nie myślimy o powrocie do domu.
Mieszkańcy Fidżi są niezmiernie serdeczni, o czym pewnie nie raz będzie jeszcze okazja napisać. Mimo, że jest tu koniec zimy a słońce zachodzi już koło 18:00, pogoda jest idealna. Od czasu do czasu przechodzą gwałtowne ulewy tropikalne trwające 20-30 min. Poza tym jest ciepło 28-30 C i i lekko wietrznie. Woda w oceanie wspaniała. Niestety na razie tylko ja pływam. Reszta się waha czy ich tam coś za nogę nie złapie .
W przeciwieństwie do moich treningów na basenie pływanie tu na rafie jest bardzo ciekawe. Co rusz można zobaczyć pod wodą coś kolorowego. Dla dzieci wielką ciekawostką jest tez zobaczyć w pełnej okazałości zjawisko pływów morskich i tego co po nich zostaje.
Do usłyszenia
Hej, SUper że się odezwaliście bo już zatęskniliśmy za zdjęciami :-)) i informacją co robicie :-)) A co to Wojtuś pozbył się zęba :-)))
Buziaki